niedziela, 18 kwietnia 2010

Wroclove.

Wyprawa do Wrocławia była urodzinowym prezentem-niespodzianką O.. Aż trudno mi uwierzyć, że udało mi się utrzymać to przed nim w tajemnicy aż do dnia wyjazdu. Ale warto było, i warto było jechać pięć godzin w jedną stronę, i warto było wstać o czwartej, a to wszystko po to, żeby rano zobaczyć jego zdziwioną minę, a wieczorem usłyszeć "To było nawet lepsze niż, wtedy, kiedy na moje 5 urodziny spadł śnieg!".

Spędzenie dnia w mieście, którego żadne z nas wcześniej nie widziało, było śmiesznym przeżyciem. Wrocław w naszych oczach składał się z elementów miast, które znamy, był tam i Berlin, i Kraków, i Warszawa. Chociaż może wieczorem, po 8 godzina włóczenia się, zwiedzania, oglądania, gubienia się i lenistwa, Wrocław był już po prostu Wrocławiem?

Bycie w całkiem obcym mieście przez jeden dzień sprawiło też, że przez te 8 godzin mieliśmy wrażenie oderwania od rzeczywistości, bycia poza czasem i może właśnie to wrażenie zadecydowało o absolutnym sukcesie mojej niespodzianki.











Jeszcze raz najlepszego, Kochanie!

ubrania:spodenki-mulholland drive, koszula-pull and bear, sweter-miss modarte, kurtka-stradivarius, muszka-terranova outlet, buty-real, kapelusz-h&m

2 komentarze:

  1. Świetnie wyglądasz! uwielbiam kapelusze muchy spodenki ''pod broche'' :D i zazdroszcze WrocLove ;] świetny prezent, :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak! Wrocław jest bardzo na tak! I widzę, że głupie miny przed galerią też wrzuciłaś!

    PS Ale śnieg był na trzecie, a nie na piąte, sorry!

    OdpowiedzUsuń